Firma
kategoria:
Teksty dział:
Teatr biblijny, autor:
Masmika
Akt 1
Scena podzielona jest na dwie części, lewa jest oświetlona, leży na niej człowiek przykryty szarym płótnem. Prawa strona sceny ginie w mroku. W tle rozlega się cicha, spokojna muzyka.
Wchodzi trzech mężczyzn, Ojciec, Syn i Duch, zatrzymują się, Ojciec pochyla się nad leżącym, podnosi płótno, które go przykrywa i odrzuca precz.
Drugi z mężczyzn - Duch, przyklęka, podnosi głowę leżącemu i poi go (nie z butelki, to daje złe skojarzenia, to może być jakiekolwiek naczynie, może być miska).
Leżący otwiera oczy i się podnosi.
Trzeci mężczyzna - Syn - okrywa go białym płaszczem.
Jest to parafraza stworzenia, trwa krótko, w milczeniu, przy dźwiękach muzyki, ale ważne jest pokazać dostojność, powagę i miłość mężczyzn, oraz radość stworzonego człowieka.
Jasne światło skierowane jest na wszystkich, ale pod koniec aktu trzej mężczyzn odchodzi w półmrok, "stworzony" człowiek jest mocno oświetlony.
Podnosi ręce do góry w radości i uwielbieniu. Muzyka przybiera na sile, wyraża siłę i radość.
Światło gaśnie, muzyka cichnie.
Akt 2
Po chwili zapala się światło po prawej, do tej pory ciemnej stronie sceny. Przy biurku zasypanym papierami, z laptopem siedzi Urzędnik w garniturze. Za nim stoi szafa, na której jest wywieszone hasło reklamowe: "Pewne Inwestycje za Grosz".
Urzędnik stuka zawzięcie w klawiaturę. Wchodzi Człowiek w białym płaszczu, zatrzymuje się przed biurkiem, w ręce trzyma ulotkę.
Człowiek w bieli: Czy to Bank Dobrych Inwestycji?
Urzędnik zrywa się, chwyta za krzesło i z gorliwością przystawia do biurka. Zaprasza gestem Człowieka. Człowiek w bieli siada.
Urzędnik: Tak, oczywiście, bardzo dobrze pan trafił. (zaciera ręce) Widzę po ulotce, że spotkał pan naszego przedstawiciela handlowego? Bardzo dobry wybór, wspaniała inwestycja... Czy chce pan nabyć u nas cały zestaw usług, czy woli pan zestaw z promocji?
Człowiek w bieli (niepewnie podnosi się): Ja... ja jeszcze na nic się nie zdecydowałem...
Urzędnik pospiesznie kładzie ręce na jego ramionach i sadza go z powrotem.
Urzędnik: Ależ oczywiście, że pan się jeszcze nie zdecydował, to przecież sprawa czasu, pan potrzebuje czasu do namysłu, ostatecznie to nie bagatelka, wybrać pomiędzy standardem usług, pewnym i solidnym, a promocją, która jest kusząca, ale oferująca wiele niespodziewanych atrakcji...
Człowiek w bieli (zwraca uwagę na wywieszkę): Widzę, że macie w reklamie ofertę - "inwestycje za grosz". Co to oznacza?
Urzędnik (z uciechą zaciera ręce): To, proszę pana, jest najważniejszy punkt naszej reklamy. Jak panu wiadomo, nasza konkurencja oferuje swoje usługi całkowicie (Urzędnik zawiesza głos dla wzmocnienia efektu) - słucha pan? - całkowicie ZA DARMO! (podnosi dłonie w górę w geście zgrozy). - A jak panu wiadomo, w tym życiu nie ma NIC za darmo. Żeby otrzymać plon, musi pan zasiać, prawda? Jeśli chce pan nabrać kondycji, musi dużo ćwiczyć... we wszystko trzeba włożyć wysiłek i staranie. O, nie, proszę pana, nie ma nic za darmo. (Urzędnik obchodzi biurko, wyciąga z szuflady kartki papieru i kontynuuje) Tymczasem pewna oszukańcza firma - tak, nie zawaham się użyć słowa "oszukańcza"... - śmie oferować swoje usługi za darmo. Powiem panu szczerze (nachyla się konfidencjonalnie i szepcze głośno, osłaniając się papierami) jeśli cokolwiek jest za darmo, to z pewnością jest to bez wartości. Zgodzi się pan ze mną?
Człowiek w bieli (próbuje przerwać): No, cóż...
Urzędnik (nie daje mu dojść do słowa): Tak, ma pan całkowitą rację! Albo kłamstwo, albo oszukaństwo! (podnosi jedną kartkę w górę i woła z oburzeniem) niebo za darmo? Absurd! (podnosi drugą kartkę) Radość i wieczna błogość w prezencie? Toż to jest śmieszne... Proszę pana, niech mi pan nie mówi, że to jest możliwe. Nie ma, naprawdę NIE MA nic za darmo. Jeśli ktoś oferuje panu coś ZA DARMO (kładzie mocny nacisk na słowo darmo), to może pan być pewien, że albo to jest szajs, wciśnięty kit, coś bezwartościowego, albo...(Urzędnik siada i rozpiera się na krześle) albo jest to oszustwo! Coś, za co potem zapłaci pan wysoką cenę. Gwarantuję to panu!
Człowiek w płaszczu kręci głową w niepewności, a potem wskazuje na ciemną, lewą stronę sceny.
Człowiek w bieli: Ale... oni mówili... że wszystko, co od nich otrzymałem, to z serca... z miłości...
Urzędnik (przerywa mu, ironicznie parskając śmiechem): I pan im w to uwierzył? W tę ich miłość? A widział pan kiedyś "bezinteresowną miłość"? Po pierwsze - taka nie istnieje. Każdy, kto kocha, robi to ZA COŚ. Albo za urodę, albo za towarzystwo, albo przynajmniej za odwzajemnienie tej miłości. No, zastanów się pan, jakie były pierwsze słowa tej ich "miłości"... Jam jest Pan Bóg twój... "nie będziesz kradł, cudzołożył, nie będziesz zabijał" HA! Bezinteresowność... a do tego cały wykaz warunków, jakie pan musisz spełnić.
Człowiek w bieli (garbi się, opuszcza głowę. Nagle podnosi ją i dotykając ubrania woła z uśmiechem): Jako realizację ich oferty otrzymałem płaszcz świętości z gwarancją, że będę mógł bez wysiłku spełnić warunki umowy.
Urzędnik (krzywi się lekceważąco): A zagwarantowali panu również, że pan nigdy go nie utraci? Że nie rozleci się, jak każda tandeta, otrzymana za darmo? Czy dostał pan na ten płaszcz gwarancję, że nie będzie go musiał w pewnej chwili zwrócić właścicielom? Ma pan prawny dokument, podpisany i opieczętowany, że płaszcz ten należy do pana, a nie jest pożyczony?
Człowiek kręci przecząco głową.
Urzędnik (z satysfakcją podrywa się i krążąc po scenie gestykuluje dłońmi): Widzi pan, w życiu należy opierać się tylko na pewnych i stabilnych filarach, a nie liczyć na jakieś ulotne deklaracje miłości, czy ufać bez zapewnienia sobie zaplecza prawnego. (Odwraca się w stronę biurka i pokazuje na hasło reklamowe) I to właśnie oferuje nasza firma. Po pierwsze - pewne. Wszystko jest udokumentowane prawnie, na papierze firmowym, z podpisami i pieczątkami. Jasno i rzetelnie. - (Wskazuje następne słowo) - Po drugie - inwestycje. Cokolwiek pan zrobi, w co pan włoży swój wysiłek, zwróci się panu z nawiązką. Ale będzie pan miał pewność, że jest to przez pana wypracowane, pewne i stabilne, nie oparte na jakichś obietnicach, ale na twardym dochodzeniu własnych praw. - (Kolejne słowo) - Po trzecie - za grosz. Oczywiście, przysłowiowy grosz (Urzędnik śmieje się, jak z dobrego dowcipu.) Liczy się to, co pan może w zamian nam zaoferować, nie żądamy zbyt wiele, ale z pewnością nie będzie pan oszukany, co pan da, to pan otrzyma. Opłata w ramach rozsądku. To jak, zgadza się pan?
Człowiek w bieli (niezdecydowanym głosem): No, nie wiem... a co oferujecie?
Urzędnik otwiera teczkę z reklamami. W środku są zdjęcia pięknych kobiet, kasyna, wszelkie uciechy tego świata. Każdą z nich dwoma słowami komentuje.
Urzędnik: Piękne kobiety, oferujące swoją miłość za pieniądze. Dopóki płacisz, możesz być pewien, że nie odejdą od ciebie. (Kolejne zdjęcie) Wysokie stanowiska pracy, dające satysfakcję i władzę nad jednostkami. Będzie pan mógł dawać i odbierać według własnego uznania. (Kolejne zdjęcie) Miejsca rozrywek i wypoczynku po pracy. Dodatkowo w promocji obstawiane wyścigi konne, coś, co zapewni panu dawkę emocji i adrenaliny.
Człowiek w bieli: I to wszystko za ten przysłowiowy grosz?
Urzędnik: Oczywiście, nas nie interesują pieniądze, ale zadowolenie klienta. No i jeszcze jeden warunek...
Zamyka katalog i podaje go Człowiekowi. Ten otwiera go i przegląda z rosnącym zainteresowaniem. W końcu odrywa się od niego i patrzy nieprzytomnym wzrokiem na Urzędnika.
Człowiek w bieli: Jaki to warunek?
Urzędnik: Naszą zasadą jest całkowita i kompleksowa obsługa naszych klientów. Dlatego nie życzymy sobie współpracy i współodpowiedzialności z innymi firmami.
Człowiek w bieli: Nie rozumiem...
Urzędnik: W skrócie to oznacza, że musi pan zerwać jakąkolwiek umowę z konkurencją.
Zapada cisza. Człowiek gładzi dłonią w roztargnieniu i zamyśleniu po płaszczu.
Człowiek w bieli: To znaczy, że muszę go oddać?
Urzędnik podchodzi do człowieka od tyłu i kładzie mu uspokajająco dłonie na ramionach.
Urzędnik: Ależ skąd, nie jesteśmy po to, by pana czymkolwiek kłopotać! W chwili podpisania umowy z nami, podejmujemy się przejąć wszystkie pana kłopoty związane z formalnościami. Wystarczy, że pan pozostawi u nas ten niewygodny i tandetny płaszcz, a my zwrócimy go za pana. To jak, możemy już podpisać odpowiednie papiery?
(Otumaniony człowiek kiwa głową. Urzędnik wyciąga przygotowane formularze, człowiek podpisuje je, potem urzędnik pomaga mu zdjąć płaszcz, wręcza mu papiery i kłaniając się nisko zapewnia)
Urzędnik: Wszystko ma pan w trzech kopiach, nasza firma jest rzetelna! Żegnam pana i życzę pomyślności w życiu!
Człowiek wychodzi z papierami w ręku, urzędnik chwilę stoi w miejscu uśmiechając się szeroko, potem podchodzi do szafy, otwiera ją i wiesza płaszcz obok wielu innych wiszących razem. Potem siada przy biurku i stawia duży X na kartce. Mówi:
Urzędnik: Następny zwiedziony. Załatwione.
Światło przygasa.
Akt 3
Na scenę wchodzi Człowiek bez płaszcza, razem z nim wchodzi Agent I. Człowiek rozgląda się.
Człowiek: Gdzie ja jestem?
Agent I: Według zamówienia, sekcja reklamy w dziale Iluzji. Największa i najpotężniejsza sfera działania na ludzką podświadomość.
Agent I zakłada Człowiekowi na głowę koronę z kolorowej, błyszczącej gazety.
Agent I: Jesteś Królem.
Człowiek zdejmuje koronę, chwilę jej się przygląda, a potem z powrotem zakłada ją na głowę.
Człowiek: I co mam robić?
Agent I: To co zostało panu obiecane, zbierać zaszczyty.
Agent I wyciąga z kieszeni kamień owinięty sreberkiem i rzuca go przed "króla". Potem podaje mu dziurawy worek. Król schyla się po kamień, w tym czasie Agent I rzuca przed nim drugi i trzeci kamień. Król wkłada kamień do worka, ten wylatuje z niego, ale Król nie zauważa tego, schylając się po następny kamień. Agent podnosi kamienie wypadające z worka i ponownie rzuca go przed Króla. Tak wędrują wokół sceny.
Na scenę wbiega Kobieta prowadzona za rękę przez Agenta II. Śmieje się, nagle milknie, zobaczywszy Króla. Zatrzymuje się i pyta Agenta II:
Kobieta: Kto to taki?
Agent II: Nie wiesz? Pisali o nim w gazetach, w Timesie, w Newsweeku... to Król światowej prasy, ma ogromną władzę, o jego opinię zabiegają wszyscy politycy.
Kobieta: Jak myślisz, czy zatańczy ze mną, gdy go poproszę?
Agent II: Obawiam się, że nie.
Kobieta: Jednak zaryzykuję (podchodzi do Króla) Zatańczy pan ze mną?
Król nawet na nią nie zwraca uwagi, rozgląda się za kamieniami, za to Agent I podchodzi i zdecydowanym ruchem odsuwa ją na bok.
Agent I: Nie widzi pani, że Król jest zajęty?
Agent I rzuca Królowi kolejny kamień, w tym czasie Agent II bierze Kobietę za rękę i zaczyna z nią tańczyć. Kobieta śmieje się niefrasobliwie. Na scenę wchodzi Kaznodzieja prowadzony przez Agenta III. Na oczach ma opaskę, w jednej ręce trzyma księgę, w drugiej latarkę. Stają obaj przed widownią, Kaznodzieja pyta Agenta III.
Kaznodzieja: Czy jest tu ktoś, komu mogę ogłosić dobrą nowinę?
Agent III (rozgląda się po sali): Tak, Kaznodziejo. Zebrało się tu trochę ludzi.
Kaznodzieja (ucieszony): Świetnie (zaczyna wymachiwać latarką). Słuchajcie mnie, wszyscy pogrążeni w ciemności! Przynoszę wam dobre wieści, oświetlę wasze drogi!
Agent III ciągnie go za rękaw. Kaznodzieja obraca się do niego zniecierpliwiony.
Kaznodzieja: Czemu mi przerywasz?
Agent III: Zabrakło ci mocy (wyciąga z kieszeni baterie). Nie masz baterii w latarce.
Zakłopotany Kaznodzieja podaje Agentowi III latarkę, ten ładuje baterie i oddaje mu ją zapaloną. Kaznodzieja świeci ludziom po twarzach i znów zaczyna wykrzykiwać.
Kaznodzieja: Tak jak powiedziałem, jesteście w ciemnościach, a ja rozjaśnię wam drogi. Bezradni jesteście, gdy dopada was brzemię grzechu, a ja wam mówię: nie musicie pod nim upadać! Jest w was siła, o której nie wiecie, a która pomoże wam żyć w czystości i chwale, o jakiej wam się nie śniło! (Otwiera księgę i czyta) Gdy Bóg stworzył człowieka, powiedział - uczyńmy go na nasz obraz i podobieństwo. I tak zrobił! Alleluja! Jesteśmy obrazem i podobieństwem Bożym. Czy to nie wspaniała nowina? Czy wąż skłamał, gdy mówił Adamowi i Ewie - będziecie jako bogowie? Tak, skłamał! Bo powiedział - gdy zjecie owoc, będziecie jako bogowie, a przecież oni JUŻ byli bogami! O, Alleluja, tylko uwierzmy w to, że każdy z nas jest istotą boską, a skończą się nasze kłopoty z grzechem. Bo przecież Bóg nie grzeszy!
Kobieta i Agent II, którzy zatrzymali się na chwilę, by posłuchać Kaznodziei, znów podjęli wolny taniec. Agent III podprowadza Kaznodzieję do pierwszego rzędu, a ten świeci ludziom po kolei w oczy i pyta.
Kaznodzieja: Wierzysz, że jesteś Bogiem? A ty? A ty? Uwierzcie dobrej nowinie, a skończą się wasze troski!
Nagle w torebce Kobiety dzwoni komórka. Wszyscy się zatrzymują, Kobieta wyjmuje telefon.
Kobieta: Halo?
Kobieta chwilę nasłuchuje. Agent II pochyla się do niej i mówi:
Agent II: Masz tańczyć, Kobieto, bawić się, co cię obchodzą sprawy innych ludzi.
Kobieta patrzy na Agenta II, w końcu zniecierpliwiona woła.
Kobieta: O co chodzi? Nie mam teraz czasu, co z tego, że matka trafiła do szpitala? Po to są lekarze, by jej pomogli, ja tam na nic się nie przydam!
Wkłada telefon do torebki i znów tańczy. Komórka znów się odzywa, Kobieta zatrzymuje się niezdecydowana, Agent II kręci przecząco głową:
Agent II: Masz tańczyć, zapomniałaś, że podpisałaś umowę?
Komórka nie przestaje dzwonić, więc Kobieta znów ją wyjmuje, ale Agent zabiera telefon i kładzie dłoń na głowie Kobiety. Ta nieruchomieje jak zahipnotyzowana, a Agent głosem kobiety (porusza wargami, Kobieta mówi to, co przekazuje jej Agent II) mówi do telefonu:
Agent II: Nie, proszę pana, naszą firmę nie stać na dobroczynność. Ale oferujemy panu wspaniałe warunki w Banku Dobrych Inwestycji. Tak... zgadza się, "Pewne Inwestycje za Grosz". Słyszał już pan o nas? To świetnie, zapraszamy serdecznie, 24 godziny na dobę w każdym dniu tygodnia. Do zobaczenia.
Wyłącza telefon, znów tańczą. Kaznodzieja prowadzony przez Agenta III siada na krześle w rogu sali.
Kaznodzieja: Jacy ślepi są ludzie, nie widzą tak wspaniałych możliwości przed sobą...
Agent III: Nie martw się (klepie go po ramieniu pocieszająco i uśmiecha się do widowni). W końcu i oni zrozumieją, że najważniejsze w życiu to dobrze zainwestować w Banku... naszym Banku...
Muzyka cichnie, wszyscy nieruchomieją. Na salę wchodzi Ojciec, Syn i Duch. Podchodzą do Kobiety, Króla i Kaznodziei. Agenci, jakby rażeni padają na ziemię, tymczasem oni dotykają po kolei: opaski na oczach, komórki i kamienia w sreberku.
Ojciec (przy Kaznodziei ze smutkiem): Mają oczy, ale nie widzą...
Duch (przy Kobiecie): Mają uszy, ale nie słyszą...
Syn (z kamieniem w dłoni): Pragną, ale nie posiadają...
Ojciec, Syn i Duch (razem pytają widownię): Co mam uczynić, aby ich uzdrowić?
Światło przygasa, Mężczyźni wychodzą, Agenci wstają i wychodzą wraz z towarzyszami.
Akt 4
Scena znów podzielona jest na dwie części, po prawej stronie znów biurko Urzędnika. Wchodzi Ojciec, siada przy biurku. Urzędnik widzi go, ale prowokacyjnie ignoruje, udając zajętego pracą. Ojciec odzywa się pierwszy:
Ojciec: Przyszedłem w sprawie moich byłych klientów.
Urzędnik (opryskliwie): Skoro to twoi BYLI klienci, to co masz do nich?
Ojciec nie zważa na jego ton głosu i kontynuuje.
Ojciec: Pragnę ich odzyskać.
Urzędnik: To już raczej niemożliwe, ich dane są w naszych aktach.
Ojciec (po chwili ciszy): Jestem gotów odkupić ich akcje. Podaj tylko cenę.
Urzędnik z namysłem zamyka laptopa, rozpiera się na krześle, odważa się nawet lekceważąco położyć nogi na stół.
Urzędnik: A co mi zaoferujesz? Jeśli JA stracę klientów, moja firma upadnie...
Ojciec: Jak wiesz, moja firma ma niedługo przejść na mojego jedynego spadkobiercę. Mój syn postanowił zrezygnować z udziałów w mojej firmie na rzecz wykupu weksli. To może również oznaczać upadek mojej firmy.
Urzędnik z wrażenia aż się podrywa, ale potem powoli siada, zaczyna przeglądać papiery, mocno się nad czymś zastanawiając. W końcu mówi:
Urzędnik: Dlaczego tak się poświęcasz? Wiesz, że gdy odejście twego syna zostanie nagłośnione we wszystkich mediach, stracicie pozycję wszechmocnych i wszechwiedzących. Czy oni są tego warci? Przecież sami podjęli decyzję odejścia od ciebie.
Ojciec: Nie zrobili by tego, gdyby nie zostali omamieni twoimi ofertami. Nie dałeś im nic, prócz złudzeń.
Urzędnik (śmieje się): Och, złudzenia są takie piękne... i nie muszą czekać na atrakcje w jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości, mają już teraz rozkosze i zabawę! W dodatku pewną i zagwarantowaną, a u ciebie... no, cóż, mogli tylko liczyć na miłość i zlitowanie... a czymże jest miłość, jak nie uczuciem, zmiennym i ulotnym?
Ojciec: W odróżnieniu od ciebie JA nie muszę wystawiać certyfikatów, czy kart przynależności, by ktoś był pewien mojej miłości i akceptacji. Ja się NIGDY nie zmieniam.
Urzędnik (chwilę milczy, potem z ironią odpowiada): W takim razie mogę również liczyć, że twoja oferta nie zmieni się, gdy odzyskasz swoich klientów?
Ojciec: Przysięgam na samego siebie!
Urzędnik (wstaje i krążąc po pokoju głośno myśli): Propozycja jest ciekawa... Jeśli uda nam się na tyle ośmieszyć jego syna, że nikt już nie będzie chciał odwiedzać ich firmy, to pozbędziemy się konkurencji... co tam kilka pionków, gdy można wygrać cały świat! Trzeba to tylko dobrze rozegrać... (odwraca się do Ojca). Dobrze, zgadzam się. Ale warunki stawiam JA!
Ojciec: Każda cena... nawet cena życia mego Syna...
Urzędnik (przerywa): I do tego dojdziemy (siada przy biurku i zaczyna pisać.) Po pierwsze, na jutrzejszej konferencji prasowej, którą zorganizujemy masz zjawić się ty i twój syn. Publicznie ogłosisz, że pozbawiasz go majątku i praw do prowadzenia firmy. Po drugie - wyprowadzi się z twego domu i zamieszka na przedmieściach, by nikt nawet nie skojarzył go z Niebiańskimi apartamentami. Po trzecie (odwraca się, mówiac do siebie) - to nam zagwarantuje spadek zainteresowania ich firmą, a co za tym idzie, wzrost naszych zysków... (zwraca sie ponownie do Ojca) Po trzecie, musisz zapewnić, że przyjmiesz do swojej firmy jedynie tego, kogo przyprowadzi twój biedny i ośmieszony syn. Żadnych cudownych sztuczek przy pozyskiwaniu klientów. Wolno będzie ich przyprowadzać tylko twemu synowi. Zgoda?
Ojciec powoli wstaje, wyciąga rękę.
Ojciec: Mój syn będzie jedyną drogą do mojej firmy. Zgoda.
Urzędnik ucieszony zaczyna wyciągać papiery do podpisu, ale Ojciec z godnością kręci głową.
Ojciec: Powiedziałem wyraźnie, że moje słowo jest pewne i nie potrzebuje zaświadczeń. Jutro zjawimy się na konferencji. A teraz... (pokazuje na szafę.) Oddaj to, co nie należy do ciebie.
Urzędnik z zakłopotaną miną otwiera szafę i oddaje Ojcu białe płaszcze. Ojciec wychodzi.
Akt 5
Na scenie stoją Agenci z aparatami fotograficznymi, przygotowują konferencję, w kącie zebrani są Król, Kobieta i Kaznodzieja.
Kobieta: Co tu się dzieje?
Król: Zaraz odbędzie się jedno z największych wydarzeń na skalę światową. Doniesiono mi, że dziś ma runąć jedna z największych firm ubezpieczeniowych na życie. Na szczęście, zrezygnowałem z akcji w tej firmie...
Na scenie Urzędnik wnosi mikrofon, ustawia go na środku, biega w zaaferowaniu między Agentami, poprawia ich, by jak najlepiej ustawili się do robienia zdjęć. Rozlega się głośna muzyka z fanfarami. Urzędnik podbiega do mikrofonu.
Urzędnik: Drodzy moi! (wymachuje rękami, w tle rozlegają się wiwaty. Gdy cichną, Urzędnik kontynuuje, uśmiechając się szeroko) Panie i panowie, jestem wdzięczny za tak liczne zgromadzenie. Jako przedstawiciel firmy "Pewne inwestycje za grosz" chcę państwa zaprosić na konferencję, którą będą transmitowały największe rozgłośnie radiowe i stacje telewizyjne! Dziś odkryjemy przed państwem ogrom oszustwa i zakłamania, jakim cechowała się firma, w której - co mówię z ubolewaniem - wielu z was zainwestowało oszczędności całego życia. Oto oni! (wyciąga rękę w stronę kulis, zapada cisza. Wchodzą trzej Mężczyźni, stają obok Urzędnika. Syn w środku ma związane ręce.)
Urzędnik (podchodzi z mikrofonem do Ojca): Doszły nas słuchy, że dziś rezygnuje Pan z największego filaru waszej firmy, czy to prawda? (Ojciec chce odpowiedzieć, ale Urzędnik przerywa mu, zwracając się do publiczności.) Tak, proszę państwa, dziś Ojciec zabiera swemu Synowi wszelką chwałę i dostojeństwo! (znów zwraca się do Ojca) Czy pański Syn opuści pańskie biuro i odejdzie na peryferia miasta?
Ojciec: Tak.
Urzędnik: Z jakiego to powodu firma pozbywa się tak znamienitego pracownika? (nie czekając na odpowiedź woła triumfująco) Ponieważ ten człowiek przez swoje kłamstwa i oszustwa doprowadził firmę do bankructwa!
Ojciec (z oburzeniem): Mój Syn nie kłamie!
Urzędnik (wskazuje na Syna): Ten człowiek nazwał się drogą, prawdą i życiem, twierdził, że ci, którzy mu zaufają, żyć będą na wieki. A jaka jest prawda? Wielu tych, którzy mu uwierzyli zginęło, wielu straciło majątki. Dokąd zaprowadziło ich zaufanie temu człowiekowi? Gdzie jest spełnienie jego obietnic, że "cisi posiądą ziemię"... owszem, posiedli ziemię, ale na cmentarzu!
Rozlegają się oklaski, Urzędnik podnosi ręce, by uciszyć owację.
Urzędnik (pyta głośno, zwracając się do Agentów): Na co zasłużył ten nikczemny oszust?
Agenci (kładą na ziemi aparaty fotograficzne i głośno skandują): Wy-pę-dzić! Znisz-czyć-go! Wy-pę-dzić! Wy-pę-dzić!
Podnoszą z ziemi leżące pod ścianą pałki i zaczynają bić Syna po plecach. Gdy ten upada, Ojciec zakrywa twarz w bólu. Duch podchodzi do Króla, Kobiety i Kaznodziei.
Kobieta (ze zgrozą): Dlaczego oni go tak katują?
Duch: Abyś ty mogła odpocząć. (Wyciąga z ukrycia biały płaszcz i okrywa ją)
Król (kręci niedowierzająco głową): To jest bezprawie! Nawet mu nie dali szansy obrony!
Duch: To dlatego, byś ty był wolny i szczęśliwy.
Wyjmuje mu z ręki kamień, odwija sreberko i podaje mu. Król zaskoczony bierze kamień, potem gwałtownie ściąga koronę i ją niszczy. Wyrzuca ją wraz z kamieniem, a Duch zakłada mu na ramiona biały płaszcz.
Pośrodku sceny Agenci biją Syna i naśmiewają się z niego. W końcu zostawiają go samego. Syn z wielkim wysiłkiem podnosi głowę i mówi do Ojca.
Syn: Ojcze, w twoje ręce oddaję ducha mego...
Gdy głowa jego opada na podłogę zapada cisza. Wtedy Duch zdejmuje opaskę z oczu Kaznodziei, ten podchodzi do Syna i klękając mówi:
Kaznodzieja: Prawdziwie, ten był Synem Bożym...
Wszyscy się rozchodzą, światło przygasa, snop światła kieruje się na leżącego Syna. Na scenie pozostaje jedynie Duch.
Duch: Bo Bóg tak umiłował, że Syna swego jedynego dał, aby każdy, kto w niego wierzy miał żywot wieczny. A to jest Światłość, która oświeca każdego człowieka - Miłość Boża, abyście WIEDZIELI, że MACIE żywot wieczny w Jezusie Chrystusie, Panu Naszym.
Światło gaśnie. Kurtyna.